21 wrz 2014

6 LAT TEMU

6 lat temu miałam swój debiut, największy w życiu! Nigdy się do niego nie przygotowywałam i miałam wielką tremę. Okazało się jednak, powiem nieskromnie, że rola pasuje do mnie jak ulał :) Tak właśnie, 6 lat temu po raz pierwszy zostałam mamą. Ale ten wpis nie będzie o macierzyństwie, jego lepszych i gorszych aspektach, nie będzie też o mojej córce, ani o cudzie narodzin. Będzie o szale organizowania urodzin!

Kiedy Mała skończyła roczek, był tort, obiad w gronie najbliższych i prezenty. Dwa latka, przyjaciele, 3 dzieciaków wliczając Maję, przekąski, jakaś sałatka, tort. Trzecie urodziny, 6 dzieciaków, 2 razy tyle dorosłych, zastawiony stół, tort, zabawy z dziećmi, gwar, ale też chaos i tłok. Czwarte urodziny chcieliśmy spokojniej, bez tego zamieszania w domu, gotowania, zakupów, sprzątania. Był spacer, balony, tort, prezent, zabawa. Ale we własnym gronie 2 + 2 i wtedy z ust solenizantki padło pytanie : A kiedy przyjdą goście? Więc na drugi dzień mini powtórka, z koleżanką i ciocią. Maja była do tej pory na około 6 urodzinowych imprezkach dla dzieci. I wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy ja ją tak nauczyłam? Czy dało się tego uniknąć? Czy jej wizja tego dnia urodzin, mogłaby być inna? Czy będzie w stanie kiedyś zaakceptować rodzinny wypad zamiast tradycyjnej imprezki, z gośćmi, z balonami? Piąte urodziny również w domu.  Ze względu na niewielką powierzchnię użytkową dla dzieciaków, oraz różnorodność wiekową małych gości, chciałam zapewnić im jakąś ekstra atrakcję. Zaprosiliśmy klauna i córka była zachwycona. Było jednak ciągle trochę chaosu, bo w naszym mieszkaniu nie ma miejsca na tyle osób. Dzieciaczków było 6 wliczając 2 brzdące 1 i 2 latka plus rodzice. Dzieci były zadowolone, ale dorośli odczuli ciasnotę :) Przez cały rok, raz za razem, zatrzymywałam się, aby przemyśleć różne opcje na tegoroczne urodziny córki. Zaczynało mnie to niepokoić. Mała nie pytała o możliwość zorganizowania urodzin w sali zabaw i innych podobnych miejscach, chociaż na takowych bywała jako gość. Ona lubi przyjmować ludzi w domu. Jednak od kiedy chodzi do szkoły, obawiałam się, że lista gości będzie niemożliwie długa. W ubiegłym roku byliśmy na urodzinach Mai najlepszej koleżanki ze szkoły, a dzieci było 13 plus rodzice. Im bliżej września, tym bardziej się tym wręcz gorączkowałam. Mój mąż sprowadził mnie na ziemię, uświadamiając mi, że to nie jest normalne i zdrowe, aby urodziny mojego dziecka, najfajniejszy dla niej dzień w roku, wiążący się też dla nas z pewnym wzruszeniem i refleksją, powodował u mnie stres i zakłopotanie. Nie powinnam się tym denerwować tylko cieszyć. Oboje nie chcemy martwić się tym, jak urządzić ten dzień! Oczywiście, zastanawiać się, ale z przyjemnością i satysfakcją:) Córka została pouczona, że jeżeli robimy urodziny w domu, to oczywiście ja wszystko przygotuję, ale lista gości musi być ograniczona, bo dla wygody wszystkich i lepszej zabawy, nie zmieścimy tu całej klasy! Okazało się, że nie było nawet takiego zamiaru, aby zapraszać pół szkoły :) Bez większego problemu, córka przeanalizowała głośno myśląc z kim się najczęściej bawi, kogo lubi i wybraliśmy złotą 5 :) Będzie więc zabawa w domu. Nie mam z tym problemu. Zastanawialiśmy się nad wspomnianą już wyżej salą zabaw, wiem, że takie urodziny są bardzo modne i wygodne dla rodziców, ale jednak są dla mnie pozbawione jakiejś takiej radości z przygotowań, magii. Do takich miejsc i tak jeździmy w ciągu roku, w zwyczajne dni. Oczywiście, że nie będzie mi się chciało sprzątać po zabawie w domu :D Ale przygotowywać przekąski, dekoracje? Jak najbardziej! Szczególnie, że sama jubilatka, będzie w to zaangażowana. Więc nasze domowe urodziny zaczynają się jeszcze długo zanim przyjdą goście :) 


Mimo tego, że coś zostało postanowione, nie wyjaśniona pozostaje kwestia tego stresu związanego z organizacją urodzin. Bo czasami, a właściwie coraz częściej żałuję, że takiej formy spędzania tego szczególnego dnia nauczyliśmy córę. Oczywiście są plusy, jest miło, jest gwarno, Młoda jest towarzyska i lubi zapraszać gości ( jak również bywać gościem:)), ale przecież wcześniej czy później to by i tak nastąpiło. Jako nastolatka będzie chciała na urodziny wyjść ze znajomymi lub zorganizować domówkę (bez udziału rodziców). Czy w takim razie, nie lepiej było by celebrować ten dzień rodzinnie, póki jest taka możliwość? Zaplanować jakiś weekendowy wyjazd, 1 prezent, tort zjedzony gdzieś w górach, park rozrywki, kino? Planujemy przeprowadzić taki eksperyment w przyszłym roku. Pomysł okaże się totalną klapą, jeśli po powrocie usłyszymy : " A gdzie goście?" :)



1 komentarz:

  1. Też bym chciała nauczyć naszą Zuzię, że urodziny to wyjątkowy dzień, który najlepiej spędzić w gronie najbliższych, w jakiś przyjemny, spokojny sposób. Tymczasem jest jak jest - ona jeszcze nie do końca ogarnia pojęcie urodzin i na razie kojarzą jej się tylko z gośćmi (głównie rodziną, którą "wypada zaprosić" i prezentami. I nie ma czasu na refleksje, czy choćby zwykłą radość chwili, bo jest stres, żeby smakowało, żeby tort się udał, żeby mała okazała zainteresowanie prezentami... Nie tak to powinno wyglądać. Powodzenia w przyszłym roku, oby kolejne urodziny były samą przyjemnością i dla Ciebie, i dla córeczki :)

    OdpowiedzUsuń