10 wrz 2014

NIEPOROZUMIENIE....NIEZROZUMIENIE CZY GŁUPOTA?


Cyrkowcy to niezwykle utalentowani ludzie, akrobaci, tancerze, iluzjoniści...Nie zalicza się do nich ani treser zwierząt, ani żadne zwierzę, od myszy począwszy na żyrafie kończąc.


W książce Samsara. Na drogach, których nie ma, którą polecam jako jedną z ciekawych podróżniczych lektur tutaj, na niemal samym początku jesteśmy świadkami relacji z Nepalu, miejsca, gdzie wbrew zdrowemu rozsądkowi, pielgrzymują tłumy turystów, aby po obcować......ze słoniem.  Jest takie miejsce, gdzie można oglądać rodziny słoni i nawet dotknąć, poczochrać i pociągnąć za trąbę małe słoniątka. Nie myślcie, że to słonie w swej zwierzęcej dobroduszności są takie chętne do obcowania z ludźmi i pozwalania im dyrygować swoim potomstwem. Wszystko oczywiście odbywa się w przeznaczonym do tego miejscu...ogrodzonym drutem kolczastym, gdzie słonice są przykute do ziemi łańcuchem, aby nie przeszkadzać turystom w "zabawie" z ich maleństwami. Błyski fleszy, niekończące się kolejki dzieci sadzanych przez rodziców na grzbietach maluchów...Jakie to słodkie - myśli samica homo sapiens. Jakie to pojeb.... i chore - mogłaby myśleć samica największego ssaka lądowego, ale w rzeczywistości, tylko i aż, cierpi i zwyczajnie boi się o swoje dziecko, nadaremnie szarpiąc uwiezioną w żelastwie nogą. Pozostaje jej jedynie trąbić z żalu, nie zdając sobie sprawy, że i to trąbienie jest atrakcją dla "cywilizowanych" turystów, w okularach od Armaniego. Spragnieni egzotycznej pamiątki i sweet foci na facebooka, tłumy turystów ściągają nad rzekę, gdzie pod "opieką" treserów słonie zażywają chłodnej i orzeźwiającej kąpieli. Jednak i tu nie mogą zapomnieć o swoim "przeznaczeniu".  Bite po głowie, nawet do krwi, kijami i metalowymi hakami, muszą wchodzić i wychodzić z wody, wtedy kiedy im się każe schylać się, kłaść lub wstawać, na zawołanie.  Na oczach turystów, jakby w tym momencie ślepych, słonie są bite, kopane, ciągnięte za uszy. Oddzielane od małych. Zmuszane do nienaturalnych dla nich czynności w paradoksalnie naturalnym przecież dla nich miejscu do życia - w Indiach. 
Skoro tam, gdzie ludzie i zwierzęta powinny żyć w harmonii bo jedni i drudzy są u siebie, spotykamy taką bezduszność i przemoc wobec zwierząt, czego możemy spodziewać się po ich doli w cyrkach?
Kiedy wreszcie człowiek podobno rozumny, uszanuje prawo do wolności innego stworzenia? Kiedy zrozumie, że jeżdżenie na rowerze czy żonglowanie nigdy nie przyszłyby słoniowi, czy też niedźwiedziowi do głowy, gdyby go pozostawić w jego naturalnym środowisku, pozwolić żyć tak jak go natura stworzyła - kierując się instynktem. 
Jak myślicie, skoro wcale nie tak łatwo jest nauczyć nasze dzieci jeździć na rowerze, z jakim trudem i niezrozumieniem przychodzi to zwierzętom? W naturze zwierzęta nie ładują się bezsensownie w tarapaty. Jeżeli ryzykują życie, to tylko w celu zdobycia pożywienia lub w obronie potomstwa. Jaki zatem strach i zniewolenie musi odczuwać tygrys skaczący przez płonąca obręcz, skoro woli narazić się na niebezpieczeństwo niż ponieść konsekwencje za ewentualny protest? Jak czytam w internecie, że zwierzęta są dobrze w cyrkach traktowane, że nie są bite tylko dostają smakołyki to nie wiem czy śmiać się czy płakać :-) Jaki smakołyk może zadowolić lwa, żeby skakał na tylnych nogach do głośnej muzyki, w świetle lamp i fleszy, w tłumie ludzi? Czytałam nawet takie mądrości, że tu (czytaj: w klatkach) zwierzęta przynajmniej mają schronienie, a na wolności musiałyby walczyć o przetrwanie każdego dnia. Z takim podejściem, trzeba otoczyć opieką wszystkie dżungle i lasy. Najlepiej ogrodzić, wykarczować połowę drzew i oczywiście sprzedawać bilety wstępu! No bo opieka, opieką, ale jak już bierzemy dzicz pod skrzydła cywilizacji, to przecież nie za darmo....I najlepiej, żeby można było się pośmiać, bo samo spanie i polowanie oglądać to jakaś nuda. Poza tym zwierzęta też muszą się jakoś odwdzięczyć za troskę. W końcu złota klatka piechotą nie chodzi i swoją cenę ma. 







Nigdy nie pójdę z moimi dziećmi do cyrku. Moja 6 letnia dziś córka od początku była uświadamiana jak to wygląda. Kiedy w ręce wpadały mi książeczki i kolorowanki zwierząt w cyrku - wyrzucałam. W okolicach 4-5 lat zaczęłyśmy o tym rozmawiać. Powodów do zainicjowania takich rozmów było bez liku. Plakaty z uśmiechniętymi tygrysami. Czy chociażby bajki. " Kochanie, myślisz, że słonik taki prawdziwy, lubi lizaki i kąpię się w wannie, tak jak Ty?", albo oglądanie filmów dokumentalnych. Sama pamiętam, że jako dziecko, kiedy zaprowadzono mnie do cyrku, byłam niezwykle podekscytowana, jednak w trakcie - zwyczajnie się bałam. Obok było wesołe miasteczko i gdyby nie wata cukrowa i kolorowe karuzele, to nie zaliczyłabym tamtego dnia do udanych. Na szczęście rodzice nie mieli też parcia na dostarczanie mi tego rodzaju absurdalnych atrakcji.

To żadna strata dla dzieci, że nie pójdą do cyrku, wręcz przeciwnie. A alternatywnych doświadczeń, tylko że pozytywnych i inspirujących, można dostarczyć dzieciom bez liku, jeśli się tylko chce. 

2 komentarze:

  1. Zgadzam się z Tobą i też nie zamierzam prowadzać Zuzi do cyrku. Sama go nie lubię i zdecydowanie nie uważam za miejsce wesołe i radosne, jak to niby powinno być. Tresowane zwierzęta to chyba najsmutniejszy widok pod słońcem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Są już na świecie cyrki bez zwierząt, na przykład słynny Cirque du Soleil, gdzie pokazy są naprawdę widowiskowe, a ludzie prezentują niesamowite umiejętności aktorsko - akrobatyczne. Marzy mi się, kiedyś mieć okazję to zobaczyć! Jednak zwierzęta w cyrku to dla mnie naprawdę przesada. Człowiek na siłę próbuje zmienić prawa natury.

    OdpowiedzUsuń